niedziela, 5 października 2008

Wycieczki równoległe

W pierwszą samochodową wycieczkę objazdową zabraliśmy Różę, gdy miała niespełna dwa miesiące. Za cel wybraliśmy północne Mazowsze (a przynajmniej tę część na północ od Warszawy) i postanowiliśmy dzieciom pokazać zamek w Ciechanowie, pałac w Opinogórze i najdłuższy rynek miejski w Pułtusku.
Po powrocie zorientowałem się, że Franka pierwszy wyjazd (nie prowadziliśmy jeszcze wtedy tego bloga) wyglądał bardzo podobnie. Też na jego trasie znajdował się zamek, pałac i zabytkowe miasteczko (tylko w trochę innej kolejności). Dlatego opiszę te dwie wycieczki równolegle.


Niby podobne, a jednak różne. Z Franiem wybraliśmy się w pierwszą podróż, jak miał prawie trzy miesiące. Z Różą już się tak nie cackaliśmy i zrobiliśmy to ponad miesiąc wcześniej, narażając ją na całodzienną wycieczką samochodem na dystansie ponad dwustu kilometrów. Dla pierworodnego wzięliśmy "wisiadło" (jego małe kończyny zwisały bezwładnie spod piersi ojca) i wózek z gondolą, dla córki - chustę, podtrzymującą ją w pozycji embrionalnej (a przy okazji potencjalnie duszącą) i fotelik samochodowy na ramie wózka. Ale dość już o sprzętach, czas coś napisać o atrakcjach.


Zamki w Ciechanowie i Czersku (bo tam właśnie zawieźliśmy na początku Franka na początek jego podróżniczej drogi), to najlepsze na Mazowszu przykłady średniowiecznych fortec. Zachowane wieże, na które można wejść, cały (lub prawie cały) obwód murów obronnych, to upadabnia do siebie te zamki. Różne są tylko widoki. W Czersku oglądamy położoną niżej rozległą dolinę Wisły z charakterystycznymi sadami, natomiast w Ciechanowie - podmokłe łąki, wśród których wzniesiono książęcą siedzibę, a także pobliskie zabudowania.


Pałace w Otwocku Wielkim i Opinogórze są nieporównywalne. Barokowe mieszkanie marszałka Bielińskiego miało gości zaszokować swym bogactwem i przepychem. Krasińscy przeciwnie; ich siedziba to romantyczne ustronie, dokąd mogli uciec od politycznych i salonowych intryg, z małym neogotyckim pawilonem mieszkalnym na niewielkim pagórku, położonym pośrodku obszernego parku, gdzie Franciszek rozgarniał zżółtłe liście swoją kaczką, a Różyczka spała w najlepsze.

Obie wycieczki (z 2006 i obecną) kończyliśmy spacerem po mazowieckich miasteczkach. W Górze Kalwarii obeszliśmy rynek i szybko pojechaliśmy do domu na obiad. Gdybyśmy w ten sam sposób zwiedzili Pułtusk mielibyśmy wielki problem, bo wkrótce po wyjeździe z miasta utknęliśmy w dwugodzinnym korku w okolicach Serocka i Zegrza. Na szczęście nie byliśmy na czczo, pułtuski rosół nieźle nas rozgrzał.