wtorek, 21 lipca 2009

Beskid Niziutki (wyjątkowo bez dzieci)

Ktoś, kto spojrzałby na Beskid Niski z oddali, z okolic Jasła na przykład, mógłby pomyśleć, że ta nazwa niezbyt odpowiada rzeczywistości i nie pasuje do pasma górskiego, które zdecydowanie wyrasta ponad okoliczne wzgórza. Do innego wniosku doszedłby ktoś, kto znalazłby się od razu wewnątrz niego. Krajobraz pełen długich i szerokich dolin, otoczonych mniej lub bardziej zalesionymi pagórkami traci na masywności i powadze. Z tej perspektywy to nie góry, a pogórze. Druga z opisanych sytuacji przytrafiła się nam.
Spotkanie z pierwszym (w dodatku napotkanym po dwóch godzinach) turystą zapadło mi w pamięć. Rzekł on, że niezmiernie się cieszy, widząc nas, mocno uścisnął nasze dłonie; wspomniał, że jak był tu ostatnim razem, nie ujrzał żadnego człowieka. Gdy po 10 minutach ujrzeliśmy grupkę kolejnych piechurów, po następnym kwadransie maraton rowerzystów przez myśl nam przeszło, że zostaliśmy przez kogoś nabrani. Główny mit, że Beskid Niski to dzikie góry, gdzie nie ma ludzi rozwiał się jak poranna mgiełka. Tym bardziej, że podczas przechodzenia przez wieś Wołowiec czuliśmy się dość dziwnie. My spoceni, zabłoceni, umęczeni - a wokół spacerujący weekendowicze z piwkiem, z wózkami dziecięcymi, ucztujący przy grillu.


Aczkolwiek (mimo wszystkich niehumanitarnych aspektów tego wydarzenia) wysiedlenie resztki mieszkańców na ziemie zachodnie samym górom wyszło na dobre. Trudno mi sobie wyobrazić w każdej dolinie rozciągające się na kilka kilometrów wioski pełne okropnych współczesnych domów, trudno mi sobie wyobrazić wtedy jakąkolwiek turystykę, gdyż w dolinach odstępy między przysiółkami nie przekraczały kilkuset metrów. Również piękne żelazne i kamienne krzyże znikłyby za nieestetycznymi płotkami, podobnie jak jabłonie i grusze.Kontynuując drążenie wcześniejszego tematu parków narodowych i działalności człowieka tamże to do Magurskiego Parku należą również małe enklawy w kształcie pasów startowych. To miejsca, gdzie kosi się na łąkach trawy, by myszołowy (największa ich populacja w Polsce mieszka właśnie tu) miały ułatwione polowanie i zakładały gniazda w tych właśnie górskich ostępach. Ale trzeba przyznać, że zwierząt trochę widzieliśmy i to niekoniecznie takich zgonionych tam na siłę ... 2 jelenie, 3 sarny, 7 salamander plamistych. Wilki i niedźwiedzie na szczęście nie nawiedziły nas w namiotach. Spośród różnorakich innych wspomnień warto zanotować herbatkę u proboszcza, deszcz, wielokrotne mokre przeprawy przez jeden strumień.Na koniec muszę stwierdzić, że tylko idąc doliną ma się szansę na widoki. Granie są zupełnie zarośnięte buczyną i podczas 4 dni mieliśmy raptem 3 panoramy. W każdym razie warto tam się wybrać, bo za kilkanaście lat i te miejsca mogą zarosnąć ...Połowa powyższych zdjęć jest autorstwa Maćka G.

niedziela, 12 lipca 2009

Hindusi, szykujcie czerwony dywan!

Zaczęliśmy odliczanie. Klamka zapadła, koty za płoty itp. Jednym słowem zakupiliśmy bilety do Indii. Lecimy 30 października, na 3 tygodnie. Obaw mamy sporo, ale cieszymy się niezwykle, bo na tą podróż czailiśmy się już dłuuuugo.