poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Rycerz i Róża nad Liwcem

Kiedy Francelot stał się fascynatem rycerstwa, tego żadne z nas nie pamięta. Nie było to zbyt dawno, bo na Kaszubach Froland kazał sobie dzień w dzień (wieczór w wieczór) opowiadać bajki o smokach i rycerzach. O wizycie w zamku w Golubiu Justa wspomniała wcześniej - może on właśnie stanowił katalizator? W każdym razie ja (jako dobry ojciec) wynalazłem informacje o najbliższym Warszawy turnieju rycerskim i tym sposobem pojechaliśmy w zeszłą sobotę do zamku w Liwie. Frawisza w przeciwieństwie do innych dzieci był dobrze do turnieju przygotowany - miał własny miecz, więc aby przeistoczył się tamże w prawdziwego Lancelota wystarczyło kupić mu hełm. W pełnym rynsztunku Fristan czuł się tak pewnie, że starał się zaczepić i sprowokować do walki jakiegoś innego rycerzyka (oczywiście z jego kategorii wiekowej), aby upokorzywszy go, okazać mu na koniec miłosierdzie. Niestety żaden mięczak nie podjął rękawicy ...


Różolda piszczała natomiast na widok konnicy (lub raczej samych koni). Ogólnie zabawa dość przaśna, mało rycerzy, a walki wyglądały bardziej na zapasy misiów niż popisy fechmistrzów. Ale radość dzieci bezcenna.

2 komentarze:

Justynka pisze...

polecam turniej rycerski w Iłzy. niedaleko mamy baze,jakby co :)

Justynka pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.