wtorek, 27 października 2009

Jak nie zgubić tego co najcenniejsze?

Wszyscy nas o to pytają.
A nie boicie się, że...
A co będzie jeśli...
Żeby wam tylko...
I tu następuje lista nieszczęść dotyczących dzieci bądź ich zdrowia.
Odpowiadając wszystkim - oczywiście, ze się boimy. Oczywiście, ze o tym myślimy i to najwięcej. Ale staramy się by był to niepokój twórczy, nie demotywujący, skłaniający raczej do działania niż jego zaniechania. Trzeba po prostu znać zagrożenia, bać się tego co realne, a nie wyobrażone i wiedzieć jak temu zapobiegać. Wątpliwości było mnóstwo, pół roku zastanawialiśmy się czy jechać do Indii. Odradzali wszyscy oprócz tych, co z dziećmi podróżują jak my albo bardziej.
Ale oto ku pokrzepieniu przerażonych oraz podreperowaniu naszego wizerunku jako rodziców i rozsądnych ludzi, napiszę co zrobiliśmy by zapobiec owym "jeśli". Może ktoś skorzysta z tych środków bezpieczeństwa w mniej ekstremalnych warunkach niż my.

JAK NIE ZGUBIĆ DZIECKA
1. Przewodnik "Z dzieckiem po świecie" podaje kilka ciekawych rad, z których skorzystaliśmy. Jedną z nich są jaskrawe ubranka. Choć Franek w pomarańczach wygląda jak martwy kurczak, to ten kolor i sąsiednie będą królowały w jego podróżnej garderobie (Róży nieco mniej, bo będzie zawsze blisko nas - w chuście i wózku).

2. Smycz. Niby kontrowersyjny widok, ale za to jak skuteczny sposób by utrzymać trzylatka blisko. Franek będzie podróżował z własnym plecaczkiem (zapinanym z przodu, więc trudnym do zdjęcia), do którego przyczepiliśmy zwykłą smycz dla psów.

3. Opaski na rękę z danymi dziecka i adresami. Nie mieliśmy za bardzo pomysłu skąd zdobyć coś co przypominałoby identyfikatory noworodków (prosimy o ewentualne sugestie), więc uszyję je z gumy i pociętych koszulek segregatorowych.

4. Lokalizatory. Doskonały sprzęt zakupiony w ostatnim momencie. Odbiornik w kształcie misia będą nosiły dzieciaki, my - piloty. Gdy dziecko znika z zasięgu wzroku można uruchomić odbiornik wydający bardzo wysokie dźwięki (sprawdziliśmy 50 decybeli to sporo). Zasięg 50m. Dodatkowo mamy z Franem umowę, ze gdy miś zaczyna wyć on staje w miejscu. Myślę, ze gadżet przyda nam się nie tylko w podróży. Supermarket, sklep z zabawkami, centrum handlowe. Kupiliśmy na Allegro jeśli ktoś zainteresowany :)

ZDROWIE

5. W Indiach jest malaria, nie da się ukryć. Jednak jak się wybierze odpowiednią porę roku (jak my), odpowiedni region (jak my) i dodatkowo zaopatrzy w leki antymalaryczne, moskitierę i środki przeciw komarom (jak my) ryzyko zarażenia jest znikome. Dla tak małych dzieci jak nasze jedynym wyjściem jest Malarone. Drogie, ale łagodne. Dzieciaki będą je dostawać tylko w konkretnym regionie, gdzie niebezpieczeństwo jest największe.

6. Higiena. Słowo i zjawisko obce Hindusom. A wiadomo - z brudu jest choroba. Na niektóre da się zaszczepić, na inne nie, dlatego środki odkażające, antybakteryjne to podstawa. Dzieciaki szczególnie będą przez nas pilnowane, zwłaszcza Róża, której zdarza się jeszcze zjeść coś z podłogi.

7. Szczepienia. Można przeżyć i bez. My przeżyliśmy naszą 6-tyg wyprawę do Ameryki Płd, zdecydowanie backpackerską, bez jakichkolwiek szczepień. Teraz jednak nie ryzykujemy i jesteśmy wszyscy zaszczepieni na to na co się da. Niestety. Róża jest poszkodowana - za mała na szczepienia przeciw durowi brzusznemu i tamtejszym meningokokom. Dlatego ona będzie w przeważającej części na jedzeniu polskim - słoiczki, kaszki. Dzieci powyżej 2-go roku życia można szczepić już na wszystko.

Oczywiście oprócz tych oswojonych zagrożeń istnieją jeszcze ameby i inne potwory, ale nie będę was straszyła.

Na koniec powiem tylko, że mam czyste sumienie. Zapobiegliśmy jak mogliśmy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Obawiam sie, ze jaskrawe ubranka w indyjskim tlumie nie beda sie wydawac tak jaskrawe jak na naszej szarej ulicy. Moze jakbyscie go ubrali na snieznobialo, to by sie jakos odroznial?

Pozdrowienia i bawcie sie dobrze,
Kasia

Konrad pisze...

widzę, że jesteście dobrze przygotowani! Trzymam kciuki za udaną wyprawę.