środa, 21 sierpnia 2013

Sztafeta marud

Nauczeni doświadczeniem z Tarnicy na kolejną wysokogórką wędrówkę wzięliśmy dwa razy więcej wody, więcej jedzenia, wybraliśmy krótszą trasę, ale z racji tego, że słońce paliło niemiłosiernie (ponad trzydzieści stopni w cieniu), to nasze wysiłki na niewiele się zdały i narzekań było co nie miara. Franek tym razem nie skarżył się na stopy - obtarte przez górskie buty, ale na ból brzucha i głowy. Róża niezmiennie chciała do domu, a Łusia broniła się przed gorącem - śpiąc w nosidełku.



Na połoninie wydawało się, że wycieczka zmieniła się w sztafetę marud. Gdy jedno przestawało jęczeć, zaczynało następne. Przełom nastąpił ponownie w bukowym lesie, gdzie dzieci pokazały, ile zostało im sił. Podczas zbiegania wyprzedziły bowiem wszystkie osoby, z którymi zaczynaliśmy podejście z Przełęczy Wyżniańskiej.



Ponownie wykorzystaliśmy też patent z rowerem, przypiętym do mostku w Ustrzykach Górnych. Tym razem jednak powrót po samochód wymagał znacznie większego wysiłku, bo zanim dotarłem kompletnie mokry do rozgrzanego Paliosa, musiałem pokonać przewyższenie 200 metrów.


Trudy wspinaczki wynagrodziła nam popołudniowa kąpiel w mulistej zatoce Chrewt, kończąca ten dzień, jak i cały pobyt w Bieszczadach.

Brak komentarzy: