środa, 26 marca 2014

Europa w zasiegu wzroku



Nareszcie trafiliśmy na dobre Maroko. Okazuje się, ze takie istnieje! Tetouan to miejsce, gdzie żyją życzliwi i bezinteresowni ludzie, może dzięki temu, że brak tu zupełnie turystów i nie wykształciła się pazerność i stereotyp turysty jako ofiary z pełną kiesą. Położony na wzgórzu wśród zielonych gór, w sąsiedztwie turkusowego Morza Środziemnego, ma nieciekawą medynę, która gładko przechodzi w hiszpańską, kolonialną dzielnicę, tak jak starówka biało-zieloną. Tu też mieszkamy, pierwszy raz poza medyna, dzięki czemu mamy nareszcie przyjemny pokój z oknem na główną ulicę. Ceny również są przyjemne, wiec szalejemy zakupowo.



Wczorajszy dzień był apogeum lenistwa i błogości, bo wybraliśmy się nad morze w celach kąpielowych. Co prawda hulający wiatr odstraszył część wycieczki, a Pita przed zanurzeniem oczyścił "nasz" kawałek morza z plastikowych torebek (rozdają je tu maniakalnie, w ilościach kolosalnych), ale i tak plażowało się przednio. Łucja przygotowała dla wszystkich harrirę z piasku w muszelkowych miseczkach, za którą płaciliśmy jej również muszelkową mamoną, zapoznaliśmy przemiłe Marokanki, które zagrały z Frankiem w piłkę, a wkrótce odnajdą nas na FB.



Dziś postanowiliśmy przenieść się do Europy w sensie politycznym, by zyskać kolejne pieczątki w paszporcie. Odwiedziliśmy jej maleńki skrawek w Afryce - hiszpańską enklawę Ceutę. Trafiliśmy tam niestety w porze sjesty, wiec prawie nikogo nie spotkaliśmy, mogliśmy za to przyjrzeć się, co prawda z daleka przeciwnikowi Polski w eliminacjach mistrzostw Europy. Syciliśmy się spokojem, czystością, zwiedziliśmy świetne fortyfikacje, ale niestety musieliśmy szybko wracać, bo przekraczanie granicy trochę trwa.
 

Brak komentarzy: