Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rycerze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rycerze. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 maja 2010

Atrakcje z innej epoki

Chociaż (tfu, tfu) deszczowe weekendy już za nami, opowiem jak spędziliśmy jeden z takichże, a konkretniej przedostatni. Zimna i ponura sobota nie zachęcała do atrakcji w plenerze, ale chłopcy byli uparci. Franek zaopatrzył się w cały dostępny w jego zbrojowni rynsztunek - miecz, tarczę, hełm oraz pancerz i ruszyliśmy "Ku Grunwaldowi".





Dotarliśmy w samą porę, bo oto zaczynała się bitwa. Polacy prezentowali chorągwie, a Krzyżacy nieśli dwa nagie miecze. Co prawda niewiele słyszeliśmy z dyskusji z Jagiełłą, bo wcześniej skutecznie ogłuszono nas strzałami armatnimi, ale historia to znana, więc rozwój akcji nas nie zaskoczył. Po inscenizacji rozochocony Franek sprowokował do walki rywala swej kategorii wagowej. Obaj mieli dużo satysfakcji z potyczki i co najważniejsze każdy z nich czuł się zwycięzcą :)


Następnego dnia, równie deszczowego co poprzedni, postanowiliśmy odświeżyć dzieciakom prehistorię. Wybraliśmy się do Muzeum Ewolucji. Kusiły nas tam wielkie szkielety, które okazały się jednak nie takie wielkie. Ale Franek z radością rozpoznał szkielet swego gumowego dinozaura z Bałtowa. Dzieci fascynowały nawet wypchane truchła zwierząt, które na nas robiły dość smętne wrażenie. Muzeum zdecydowanie należy do obiektów z zeszłej epoki, jedynym elementem aktywizującym zwiedzających były tabliczki z odlewami tropów zwierząt, które można było próbować rozpoznać. Hm, może jeszcze akwarium z żywymi piraniami uznałabym za eksponat niestandardowy. Muzeum Ewolucji daje jednak dzieciakom szansę stanięcia twarzą w twarz z rysiem, pancernikiem, dziobakiem, pelikanem i innymi płochliwymi zwierzętami. Na deszczowy dzień atrakcja jak znalazł.


poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Rycerz i Róża nad Liwcem

Kiedy Francelot stał się fascynatem rycerstwa, tego żadne z nas nie pamięta. Nie było to zbyt dawno, bo na Kaszubach Froland kazał sobie dzień w dzień (wieczór w wieczór) opowiadać bajki o smokach i rycerzach. O wizycie w zamku w Golubiu Justa wspomniała wcześniej - może on właśnie stanowił katalizator? W każdym razie ja (jako dobry ojciec) wynalazłem informacje o najbliższym Warszawy turnieju rycerskim i tym sposobem pojechaliśmy w zeszłą sobotę do zamku w Liwie. Frawisza w przeciwieństwie do innych dzieci był dobrze do turnieju przygotowany - miał własny miecz, więc aby przeistoczył się tamże w prawdziwego Lancelota wystarczyło kupić mu hełm. W pełnym rynsztunku Fristan czuł się tak pewnie, że starał się zaczepić i sprowokować do walki jakiegoś innego rycerzyka (oczywiście z jego kategorii wiekowej), aby upokorzywszy go, okazać mu na koniec miłosierdzie. Niestety żaden mięczak nie podjął rękawicy ...


Różolda piszczała natomiast na widok konnicy (lub raczej samych koni). Ogólnie zabawa dość przaśna, mało rycerzy, a walki wyglądały bardziej na zapasy misiów niż popisy fechmistrzów. Ale radość dzieci bezcenna.