Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tama Pilchowicka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tama Pilchowicka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 kwietnia 2011

Doliną Bobru do wulkanu

Wizytą w pechowym dla nas Karpaczu rozpoczęliśmy kolejny dzień wyprawy. Celem naszym znów było Muzeum Zabawek. Pamiętałam podobne miejsce z Pragi - kunsztownie wykonane, ręcznie malowane lalki z XIX-go wieku spotykały się tam z plastikowym kiczem Barbie. Muzeum w Karpaczu pokazywało raczej tą bardziej estetyczną epokę zabawek, dorzucając np. szopki krakowskie, które wybitnie spodobały się Frankowi.

Przezornie rezygnując z pokonywania zdradzieckiej, oblodzonej drogi, ruszyliśmy trasą także atrakcyjną, ale z zupełnie innych powodów. Kręta droga biegnąca doliną Bobru oferuje piękne widoki na zalesione zbocza nad brzegiem rzeki i powstałego na niej jeziora. Bóbr został tu powstrzymany wielką tamą Pilchowicką, która była dziś naszym celem.


Tuż przed tamą, nad jeziorem zawieszony stary most kolejowy, podobny do tego w Stańczykach na Suwalszczyźnie. Podparty na wysokich łukach, pełen dziur, ale tak malowniczy, że nie dało się go minąć obojętnie. Róża smacznie spała w samochodzie, ale Franek dał się namówić na spacer po moście. Byliśmy przekonani, że żaden pociąg nie jeździł tędy od lat. Spokojnie pozowaliśmy do efektownych zdjęć, aż tu niespodziewanie... nagle świst, nagle gwizd, para buch, koła w ruch... i my też by czym prędzej uciec z wąskiego mostku. Pociąg na szczęście nadjechał powoli i bardzo ładnie ustawił się do zdjęcia na moście. Dla Franka zdarzenie to było niemal traumatyczne, więc znów zaowocowało rysunkową dokumentacją.


Po tych emocjach pozostało nam już w spokoju zwiedzić ogromną tamę. Z zaciekawieniem obserwowaliśmy zasady funkcjonowania tego zamysłu, snując marzenia o wycieczce do dużo ciekawszej tamy Itaipu.


Znad wodospadów Iguacu udaliśmy się na Etnę. Już z oddali widać było prosty stożek dymiącego wulkanu. Czarne potoki zastygłej lawy na zboczach przypominały o niedawnych erupcjach. Dzielnie wspinaliśmy się na szczyt (no może mama najmniej dzielnie...), aż do przerażającego krateru pełnego gotującej się mazi. Tak to rozbudzając wyobraźnię dzieci zdobyliśmy Ostrzycę - jedyny polski wulkan, który jeszcze w swym kształcie zachował coś z groźnego stożka, ale porastający go las zakłóca odpowiednie wrażenie. Natomiast widoki ze szczytu są całkiem przyjemne.