Mantlowanie, giełganie, spotowanie, red pointy... czegóż to się człowiek nie
nauczy na jednym ekspresowo krótkim wyjeździe na baldy. Wystarczy
jednak, ze ruszy z takim fascynatem jak mój brat, a słownik
wzbogaci się o nowe branżowe terminy. Oprócz teorii załapie też sporo podstawowej wiedzy
praktycznej, na przykład takiej, że gdy ktoś się na kamulec wspina, to
się go pilnuje i gdy trzeba wyłapuje, a nie bezradnie ręce rozkłada, bo
czasem jedyną granicę między bolesnymi otarciami (jak w moim przypadku) a
poważnym połamaniem stanowią wyłapujące ręce i niewielki crash pad (materac).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWDJxBwxlrIWlybCZzZXCcZX829nGIUi_UGNarUp7OyajLI7RHrAHPGmJwwNMQ-UYVI9otKR_qrnui2Tjg_XLX9fW6gFUvPsbgtrEnAqh9F11s1lv1NfbWQD2Z8sppiErF1C888_sJmHha/s640/IMG_4601.JPG)
Baldy? A co to? - spytacie. W naszym przypadku alternatywa dla wspinania z liną w Jurze, na które zabrakło nam partnerów i wiedzy teoretycznej. Zapakowaliśmy więc Marka do naszego pojemnego auta na jedyne wolne miejsce i ruszyliśmy do Adamowa popróbować wspinania w małej formie. Przygód było kilka, pierwsza zaś wynikała z faktu, że skałki w Adamowie to rezerwat przyrody.
Topo (przewodnik) Adamowa wspomina co prawda na samym wstępie, że wspinanie tam jest zabronione i wskazówki mają charakter czysto teoretyczny, ale myśleliśmy, że niejaki leśniczy, postrach wspinacza, to taka postać jak nie przymierzając Yeti czy inny potwór z Loch Ness. Ktoś, kiedyś go widział, ale to było dawno i nieprawda. Otóż nie. Legendarny zły leśniczy z Adamowa istnieje i my go spotkaliśmy! Spotkanie zresztą było dość miłe, a leśniczy przyjazny, jednak nieubłagany. Za jego sprawą zamiast wspinać się w szerszym gronie na wcześniej upatrzonej skale o pokrętnej nazwie Parapetolog, gdzie problemów na naszym poziomie było sporo, musieliśmy przenieść się nieco dalej, gdzie mrówki, kleszcze i nie wiem co jeszcze. Marek nieco ukradkiem zdążył jeszcze popróbować arcytrudnego balda, który zrzucał go i tym razem, ale nasi chłopcy odchodzili z Parapetologa z niedosytem - nie udało im się skończyć tego co zaczęli.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIGHqDIkFHdXF-SKT41fiD2Z0Ddr_8QjaCYli0MALgbKOPX6JeR2K8kxMhaAd1NIJAVoatrH976b84pDNEzQglHmY203rjmZaAMjb1TUTMOcVcUgc-sOBUEfhJ-mGmpMRu1Fjvh0SCcOKm/s400/IMG_4572.JPG)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYIyUEHpEf-gut55imJRdCTfIBg9sbAf6ZmKZq0GG5zPHQyaS5tYb65TwVdHeupb8uBWV3MqcGqajE5EY0veRVQRTi3aQ3K0Du4gfXDzzhrcRYCOM3EKoO-1_IkPDBUNZGqvsVO-qaVqvx/s400/IMG_4580.JPG)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNPMmCy5ZW86kr4gyuJfYoijp3QdWetcZy5UQoGf9t5204O4pKrIAedXpbz6IBS-md1ERhWkfhyphenhyphenXWjZLAgnxD1OuqouCUnhVTcFIiAHJSETZtep1ell1YRXU5fJmAqwOXAZeQvsILkdxK8/s400/IMG_4560.JPG)
Wniosków z wyjazdu mamy kilka:
1. piknik pod wiszącą skałą z dziećmi jest możliwy, ale wszyscy wrócą niemiłosiernie brudni i zmęczeni
2. wspinanie w skale to zupełnie co innego niż na panelu
3. lepiej nie spotykać złego leśniczego, bo choć miły, to popsuje plany
4. Jura chyba jednak wygra
Baldy? A co to? - spytacie. W naszym przypadku alternatywa dla wspinania z liną w Jurze, na które zabrakło nam partnerów i wiedzy teoretycznej. Zapakowaliśmy więc Marka do naszego pojemnego auta na jedyne wolne miejsce i ruszyliśmy do Adamowa popróbować wspinania w małej formie. Przygód było kilka, pierwsza zaś wynikała z faktu, że skałki w Adamowie to rezerwat przyrody.
Topo (przewodnik) Adamowa wspomina co prawda na samym wstępie, że wspinanie tam jest zabronione i wskazówki mają charakter czysto teoretyczny, ale myśleliśmy, że niejaki leśniczy, postrach wspinacza, to taka postać jak nie przymierzając Yeti czy inny potwór z Loch Ness. Ktoś, kiedyś go widział, ale to było dawno i nieprawda. Otóż nie. Legendarny zły leśniczy z Adamowa istnieje i my go spotkaliśmy! Spotkanie zresztą było dość miłe, a leśniczy przyjazny, jednak nieubłagany. Za jego sprawą zamiast wspinać się w szerszym gronie na wcześniej upatrzonej skale o pokrętnej nazwie Parapetolog, gdzie problemów na naszym poziomie było sporo, musieliśmy przenieść się nieco dalej, gdzie mrówki, kleszcze i nie wiem co jeszcze. Marek nieco ukradkiem zdążył jeszcze popróbować arcytrudnego balda, który zrzucał go i tym razem, ale nasi chłopcy odchodzili z Parapetologa z niedosytem - nie udało im się skończyć tego co zaczęli.
Na nowym miejscu Róża wspinała się jak moda kozica, Łucja również starała się
pokonać niedobory wzrostu gigantycznym zapałem, a reszta walczyła z
grawitacją. Mnie ona raz pokonała w sposób niemal tragiczny - poleciałam
z wysokości 2,5m i tylko sprawne wyłapanie przez Marka uchroniło mnie przed śmiercią lub kalectwem ;).
1. piknik pod wiszącą skałą z dziećmi jest możliwy, ale wszyscy wrócą niemiłosiernie brudni i zmęczeni
2. wspinanie w skale to zupełnie co innego niż na panelu
3. lepiej nie spotykać złego leśniczego, bo choć miły, to popsuje plany
4. Jura chyba jednak wygra