Wakacje nieuchronnie się kończą. I pierwszy raz w życiu naszej rodziny 1 września będzie przełomem - jako dzień, kiedy Franko przekroczy progi przedszkola. Warto więc pożegnać wakacje, opisując pokrótce miejsca, które zobaczyliśmy jeszcze, oddaliwszy się od kaszubskiego domku nad jeziorem.
A więc "zaliczyliśmy" kolejny w tym roku park narodowy - PN Bory Tucholskie. I chyba na tym jednym spacerze nie poprzestaniemy, gdyż mimo (a może właśnie dzięki) zagubienia, deszczu, jęków Frania, że chce do domu, udało nam się znaleźć kawałek lasu - BORU jak z braci Grimm. Mech, krwawe pnie sosen i ciemnozielone korony, a między nimi ukryte leśne jeziorka. W dodatku towarzystwo Anity i Marcina dodało tej wycieczce posmak nowości (dawnośmy nie wyjeżdżali z nikim spoza naszej czwórki).
Powrotna droga również przebiegła pod znakiem zagubienia, pomyliliśmy drogę koło Torunia i zamiast prawym brzegiem Wisły, pojechaliśmy lewym wzdłuż Zalewu Włocławskiego i całkiem przyjemnie prezentowały się wzgórza po drugiej stronie. Ale zanim się pogubiliśmy Franek stwierdził, że kolejny zamek go nie interesuje (może jeszcze nie do końca odróżnia średniowieczne kościoły i od zamków ???) i że chce jechać prosto do domu. A jeszcze wcześniej przed zjedzeniem pizzy podziwialiśmy chyba trochę niedocenione miasto Chełmno - bardziej kameralne niż pobliski Toruń, bez tych tłumów, gołębi, kwiaciarek. Za to z super widokiem z wieży kolegiaty, murami miejskimi wokół i bieluchnym renesansowym ratuszem pośrodku rynku.
A więc "zaliczyliśmy" kolejny w tym roku park narodowy - PN Bory Tucholskie. I chyba na tym jednym spacerze nie poprzestaniemy, gdyż mimo (a może właśnie dzięki) zagubienia, deszczu, jęków Frania, że chce do domu, udało nam się znaleźć kawałek lasu - BORU jak z braci Grimm. Mech, krwawe pnie sosen i ciemnozielone korony, a między nimi ukryte leśne jeziorka. W dodatku towarzystwo Anity i Marcina dodało tej wycieczce posmak nowości (dawnośmy nie wyjeżdżali z nikim spoza naszej czwórki).
Powrotna droga również przebiegła pod znakiem zagubienia, pomyliliśmy drogę koło Torunia i zamiast prawym brzegiem Wisły, pojechaliśmy lewym wzdłuż Zalewu Włocławskiego i całkiem przyjemnie prezentowały się wzgórza po drugiej stronie. Ale zanim się pogubiliśmy Franek stwierdził, że kolejny zamek go nie interesuje (może jeszcze nie do końca odróżnia średniowieczne kościoły i od zamków ???) i że chce jechać prosto do domu. A jeszcze wcześniej przed zjedzeniem pizzy podziwialiśmy chyba trochę niedocenione miasto Chełmno - bardziej kameralne niż pobliski Toruń, bez tych tłumów, gołębi, kwiaciarek. Za to z super widokiem z wieży kolegiaty, murami miejskimi wokół i bieluchnym renesansowym ratuszem pośrodku rynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz