Pamiętacie Frycka, Florkę, Paulę i Michała, z którymi żeglowaliśmy w zeszłym roku po Mazurach? Nie tak dawno ich rodzina powiększyła się o Michalinę i właśnie z nimi (niestety bez Michała) spędziliśmy kilka dni na Półwyspie Helskim, a podczas powrotnej drogi do domu odbyliśmy wycieczkę tematyczną "Ujścia Wisły".
Jako naczelny kaowiec postarałem się najpierw solidnie przygotować do zagadnienia, bo w przeciwieństwie do Justy nie jestem specjalistą od hydrologii.
Kilka godzin siedzenia na Wikipedii wystarczyło, bym podczas pobytu ma Westerplatte (prócz wątków związanych z II wojną światową), był w stanie opowiadać dzieciakom o tym, jak piaski naniesione przez rzekę utworzyły kilkaset lat dwie wyspy Zachodnią i Wschodnią, między którymi Martwa Wisła uchodziła do morza, jak potem przekopano kanał portowy, aby statki mogły bezpiecznie wchodzić do portu, jak wyspy przybrzeżne się połączyły, stając się półwyspem, jak wschodnia część półwyspu zupełnie zanikła i pozostało już tylko Westerplatte.
Szkoda, że dawnej latarni morskiej znajdującej się w twierdzy Wisłoujście nie wybudowano wyższej, bo byłoby z pewnością jeszcze lepiej widać to, o czym dzieci dowiedziały się wcześniej. Ale i tak widok na Gdańsk, morze i najbliższą okolicę wart był wspinaczki. Jednak najciekawszym fragmentem zwiedzania fortyfikacji z przewodnikiem stanowiła symulacja przygotowania armaty do wystrzału (niestety bez wystrzału). Ochotnicy mieli szansę wykonać wszystkie czynności i wcielić się w siedemnastowiecznych artylerzystów. Co prawda nie zajmowało im to 30 sekund, jak profesjonalistom, ale i tak bawili się przednio.
Ujścia Wisły Śmiałej nie udało nam się dostrzec z mostu, którym ją przekraczaliśmy, dzieci musiały więc uruchomić wyobraźnię, by zobaczyć dramat ludzi, których miejscowość rozlewająca się rzeka przedzieliła na dwie części. Za mało też niestety mieliśmy czasu, by powędrować wzdłuż plaży i przyjrzeć się słodkiej wodzie mieszającej się ze słoną przy ostatnim z ujść królowej naszych rzek, więc poprzestaliśmy na widoku na morze z daleka, z promu samochodowego przemierzającego Przekop Wisły i kolejnej opowieści na temat sztucznego estuarium.
Pomni doświadczeń z podróży nad morze, postanowiliśmy wracać do domu bocznymi drogami, trochę zahaczyliśmy o Żuławy (dowód poniżej), ale przede wszystkim dzięki temu na horyzoncie dostrzegliśmy Wzgórza Dylewskie. Tam pojedziemy na kolejną wycieczkę rowerową!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz