Ten wyjazd jest dla nas przełomowy nie tylko dlatego, że jesteśmy tak daleko od Polski pierwszy raz z czwórką dzieci, ale też ze względu na użycie nowych dla nas - jak na dotychczasowe podróże - technologii. Mogliście się domyśleć, widząc polskie znaki, że bloga piszemy teraz spokojnie w łóżku na komórce, zamiast siedzieć w ciasnej kawiarence, poskramiając rozwrzeszczane dzieciaki. I to jest fajne, gorsze jest tylko uzależnienie od darmowego WI-FI oraz fakt, ze podczas całego dnia wędrówek po Tbilisi nie spostrzegliśmy żadnego internet cafe.
Ale zanim zaczęliśmy się po południu szwendać po stołecznej starówce, przeżyliśmy o świcie ciekawe doświadczenie. Taksówkarz przy pierwszych promieniach słońca wysadził nas przed blokiem w stanie surowym, który nie w pełni został oddany do użytku. Gdy zaczęliśmy szukać naszej kwartiry okazało się, że domofony na klatkach nie działają, a nieliczne zamieszkałe już mieszkania nie zostały opatrzone numerami. Zmęczeni nocnym lotem błąkaliśmy się wiec po pietrach i klatkach, niecierpliwie szukając upragnionego łóżka. Gdy w mieszkaniu, które wedle naszych rachub miało numer 16, nikt nie odpowiedział, okazało się, że nie działa mi roaming w komórce ... Na szczęście nasze poranne dobijanie usłyszała właściwa osoba czyli nasza gospodyni, która zaprowadziła nas zupełnie gdzie indziej niż pukaliśmy.
Ale zanim zaczęliśmy się po południu szwendać po stołecznej starówce, przeżyliśmy o świcie ciekawe doświadczenie. Taksówkarz przy pierwszych promieniach słońca wysadził nas przed blokiem w stanie surowym, który nie w pełni został oddany do użytku. Gdy zaczęliśmy szukać naszej kwartiry okazało się, że domofony na klatkach nie działają, a nieliczne zamieszkałe już mieszkania nie zostały opatrzone numerami. Zmęczeni nocnym lotem błąkaliśmy się wiec po pietrach i klatkach, niecierpliwie szukając upragnionego łóżka. Gdy w mieszkaniu, które wedle naszych rachub miało numer 16, nikt nie odpowiedział, okazało się, że nie działa mi roaming w komórce ... Na szczęście nasze poranne dobijanie usłyszała właściwa osoba czyli nasza gospodyni, która zaprowadziła nas zupełnie gdzie indziej niż pukaliśmy.
Jako że mieszkamy właściwie na budowie i zasnąć było ciężko, musieliśmy przesunąć ambitniejsze plany na bliżej nieokreśloną przyszłość i udać się na zwiedzanie miasta w upale południa.
W Tbilisi podoba nam się to, że mieszkając prawie jak na ursynowskim blokowisku, czujemy się jak w domu. Mamy już swoje miejsce, gdzie kupujemy chaczapuri, osiedlowy sklep, niezwykle głębokie metro już nie ma dla nas tajemnic ... Na razie wiec trud podróży z czwórką dzieci nie różni się niczym od tego codziennego. Ale tbiliska starówka w urokliwy sposób łączy w sobie tradycję z nowoczesnością. Za prastarością grodu przemawiają wiekowe cerkwie, których wejścia znajdują się kilka metrów poniżej ulicy, drewniane balkony (pomalowane na jaskrawe kolory) domów w stylu orientalnym, łaźnie tureckie czy perska twierdza. A tej wypracowanej przez stulecia harmonii nie zakłóca, a nawet powiedziałbym wzbogaca - szkło i stal. Kolejka linowa (jedyna pewnie dzisiejsza atrakcja dla dzieciaków) przenosi tłumy turystów bardzo sprawnie i mega tanio na wzgórze, skąd widać całe miasto, w tym również futurystyczny pieszy Most Pokoju i inne fantazyjne gmachy wybudowane w ostatnich latach. Tbilisi to po prostu europejska stolica, choć dostawca naszego ubezpieczenia twierdzi inaczej.