Wielokrotnie przekonaliśmy się podczas naszych rodzinnych wycieczek, że nie wszystkie atrakcje, które planujemy udaje się zrealizować, nie wszystkie typowane na dziecięce hity, spełniają pokładane w nich nadzieje. Ale na szczęście pojawiają się też atrakcje "z zaskoczenia", nieprzewidziane, takie super przygody znikąd. Coś takiego przeżyliśmy drugiego dnia w Kotlinie.
A zaczęło się zupełnie niewinnie od nieudanego wypadu do Muzeum Zabawek w Karpaczu. Muzeum zastaliśmy zamknięte, więc malowniczą droga przez przełęcz ruszyliśmy w kierunku zamku Chojnik - naszego kolejnego punktu programu.
Spokojna droga przez las budzący się z zimowego snu, piękne widoki na zakrętach i... 15m oblodzonej nawierzchni. Tylko tyle i aż tyle, bo nam wystarczyło by ześlizgnąć się do rowu. Na szczęście jechaliśmy wolniutko i dachowania nie było :) Samochód jednak zawisł w niewygodnej pozycji i ani drgnął. Jak tu wybrnąć z takiego ambarasu? Na szczęście nasza drużyna musiała wyglądać na wybitnie nieporadną, bo szybko znaleźli się pomocni kierowcy z pojazdem 4x4, który poradził sobie z naszym problemem. Akcja ratunkowa skłoniła Franka do wręcz histerycznego śmiechu, Róża też dobrze się bawiła, a wszystkim wokoło udzielił się ów groteskowy nastrój. Tak oto mrożąca krew w żyłach przygoda urosła do rangi topowej atrakcji wyjazdu. Doczekała się nawet artystycznej dokumentacji:
Po wszystkim ruszyliśmy - rodzice ze zszarganymi nerwami, a dzieci w szampańskich humorach - zdobywać zamek Chojnik.
Wycieczka z dnia poprzedniego dowiodła, że z naszych maluchów są nieźli piechurzy. Na nowym szlaku okazało się, że im teren trudniejszy, tym większa frajda. Omszałe kamienie i liczne korzenie na stromym zboczu były dla Franka i Róży (która ciągle wychodziła z nosidła) dodatkową atrakcją, a my podsycaliśmy ich zapał opowieściami o rycerzach i księżniczkach, które mieszkały na zamku Chojnik. Zwiedzanie obiektu było już wielką przygodą, a w powrotnej drodze wyobraźnia dzieci pracowała na pełnych obrotach. Patyki stały się mieczami, a Róża całej rodzinie przydzieliła role - księżniczek i rycerzy.
A zaczęło się zupełnie niewinnie od nieudanego wypadu do Muzeum Zabawek w Karpaczu. Muzeum zastaliśmy zamknięte, więc malowniczą droga przez przełęcz ruszyliśmy w kierunku zamku Chojnik - naszego kolejnego punktu programu.
Spokojna droga przez las budzący się z zimowego snu, piękne widoki na zakrętach i... 15m oblodzonej nawierzchni. Tylko tyle i aż tyle, bo nam wystarczyło by ześlizgnąć się do rowu. Na szczęście jechaliśmy wolniutko i dachowania nie było :) Samochód jednak zawisł w niewygodnej pozycji i ani drgnął. Jak tu wybrnąć z takiego ambarasu? Na szczęście nasza drużyna musiała wyglądać na wybitnie nieporadną, bo szybko znaleźli się pomocni kierowcy z pojazdem 4x4, który poradził sobie z naszym problemem. Akcja ratunkowa skłoniła Franka do wręcz histerycznego śmiechu, Róża też dobrze się bawiła, a wszystkim wokoło udzielił się ów groteskowy nastrój. Tak oto mrożąca krew w żyłach przygoda urosła do rangi topowej atrakcji wyjazdu. Doczekała się nawet artystycznej dokumentacji:
Po wszystkim ruszyliśmy - rodzice ze zszarganymi nerwami, a dzieci w szampańskich humorach - zdobywać zamek Chojnik.
Wycieczka z dnia poprzedniego dowiodła, że z naszych maluchów są nieźli piechurzy. Na nowym szlaku okazało się, że im teren trudniejszy, tym większa frajda. Omszałe kamienie i liczne korzenie na stromym zboczu były dla Franka i Róży (która ciągle wychodziła z nosidła) dodatkową atrakcją, a my podsycaliśmy ich zapał opowieściami o rycerzach i księżniczkach, które mieszkały na zamku Chojnik. Zwiedzanie obiektu było już wielką przygodą, a w powrotnej drodze wyobraźnia dzieci pracowała na pełnych obrotach. Patyki stały się mieczami, a Róża całej rodzinie przydzieliła role - księżniczek i rycerzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz