Teraz cofniemy się do początków naszej wycieczki, czyli do Kotliny Jeleniogórskiej. Spędziliśmy tam trzy intensywne dni, z których każdy miał podobny rytm, podobny rozkład atrakcji, podobnie rozpieszczał nas piękną pogodą i kończył się uwielbianym przez dzieci seansem bajek na Mini Mini, w naszej bardzo przyjemnej kwaterze – apartamencie.
Obowiązkowym punktem planu dnia „kotlinowego” była wycieczka „górska”. Ze względu na to, że zaledwie jeden z członków naszej ekipy mógł być podejrzewany o pełną wydolność wspinaczkową, wycieczki nasze dobraliśmy bardzo starannie. Były w miarę krótkie, ale oferujące w nagrodę za trudy atrakcyjny finał. Pozostałe punkty programu dobieraliśmy dowolnie, Kotlina to zagłębie interesujących miejsc, więc i tak nie zdołaliśmy wyczerpać wszystkich możliwości.
Pierwszy dzień wyjazdu rozpoczęliśmy od wizyty w tajnej niegdyś kopalni uranu w Kowarach. To tu wydobywano rudę niezbędną do budowy radzieckiej bomby atomowej. Dzieciaki ochoczo przywdziały kaski ochronne i zaskoczyły nas świetnym zachowaniem pod ziemią. Nie była to nasza pierwsza wizyta w kopalni, więc nauczeni doświadczeniem spodziewaliśmy się protestów, ale tym razem Franek podążał krok w krok za przewodnikiem, a Róża zachwycała się podziemnym akwarium w jednej z sal.
Później postanowiliśmy wybrać się na samochodową wycieczkę krajoznawczo-widokową. Piękną, krętą drogą z panoramami Kotliny atakującymi zza drzew wspięliśmy się na graniczną przełęcz Okraj. Tu po raz pierwszy dzieci przekonały się jak łatwo zmieniają się kraje w strefie Schengen. Zostawiliśmy samochód jeszcze w Polsce, a już po chwili jedliśmy smażeny syr z tatarską omacką w czeskiej restauracji. Podziwialiśmy chwilę widoki z przełęczy i narciarzy starających się wykorzystać ostatnie dni sezonu, po czym ruszyliśmy obejrzeć Kotlinę z innej perspektywy.
Wycieczka na Sokolik dowiodła, kto jest najsłabszym ogniwem drużyny. Dzieciaki przeszły na własnych nogach prawie całą drogę (!), a ostatnią ofiarą na szlaku była niestety mama…Tak to prysły marzenia ciężarnej o zdobyciu Śnieżki. Na szczęście Sokolik okazał się jednak być w zasięgu naszych możliwości, dzięki czemu mogliśmy popijać gorącą herbatkę z widokiem na pasmo Karkonoszy w oddali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz