Jeśli ktoś boi się afrykańskich chorób, latania samolotem albo po prostu
nie ma wolnych kilku tysięcy, by wybrać się na safari do Afryki, to za
dużo mniejsze pieniądze może poczuć się prawie jak na Czarnym Lądzie.
Oczywiście "prawie" czyni, jak wiadomo, wielką różnicę, ale my też do
Afryki chętnie, tylko bez dzieci, więc skusiliśmy się na ową namiastkę
wielkiej przygody. By ją przeżyć wystarczy udać się do Zoo Safari w
Świerkocinie. Na spalonym lubuskim słońcem, otwartym terenie
przechadzają się tam swobodnie zebry, strusie, wielbłądy, bawoły i inne
stwory. Zwierzęta chętnie podchodzą do samochodów krążących po
wyznaczonej ścieżce, a niektóre bez żenady wsadzają łby do aut w
poszukiwaniu smakołyków.
Tak zrobił niejaki "struś bezczel", który najpierw, gdy rzucił się na niesmaczny bilet, wywołał u naszych dzieci piski przerażenia, a potem salwy śmiechu. Tym samym zapewnił sobie dożywotnie miejsce w arsenale naszych podróżniczych opowieści i trwale zapisał się w pamięci naszych dzieci, które uczyniły go głównym bohaterem anegdotek z wyjazdu. Inne zwierzęta też się bardzo starały zabłysnąć. Zebry i wielbłądy wsadzały łby przez szyby i dawały się głaskać, bawoły zawzięcie taplały się w błocku, a jeden uparty osioł nawet zagrodził nam drogę. Nic to. Bezczel był bezkonkurencyjny. Zapewne nawet za 20 lat dzieci będą wspominały jak to struś prawie nam zjadł karteczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz