Prawie jak Rio... ale jednak do Rio mu trochę brakuje. Jesteśmy i nawet Pita się zdążył wykąpać (po raz 3 w Pacyfiku). Ale dopiero jutro doświadczymy tego miejsca naprawdę, więc jutro też będą zdjęcia i relacje.
Dziś tylko napiszę, że przy okazji wczorajszego zwiedzania Mexico City mogliśmy zobaczyć jak tu się myśli o Aztekach i konkwiście. Możecie się domyśleć jak. Film, który obejrzeliśmy w muzeum przedstawiał kulturę Azteków jako super rozwiniętą, wspaniałą i glorioza generalnie, ofiary z ludzi no cóż... to takie ważne wierzenie było, bo inaczej ich świat by się rozpadł, a te ofiary to przecież się w kolibry zamieniały i przez wieczność sobie nektar spijały z kwiatków, a konkwista to dopiero było barbarzyństwo!! (nie twierdzę, że nie było).
Diego Rivera konkwistadorów przedstawił jak jakieś mutanty potworne, a Tenochtitlan znów jako miasto glorioso y felicitado, tylko w oddali majaczyły obkrwawione świątynki...
A na obiad wczoraj był krab i inne owoce morza, co zadowoliło Pitę, który zazdrośnie spogląda w obce talerze z owocami morza, na które zwykle nas nie stać...
Wkrótce wyruszymy na podbój Acapulco.