Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Garni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Garni. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 sierpnia 2016

Pod Araratem

 
Kiedy ostatnio byłem pod Araratem, dzieciaki rzucały we mnie kamieniami, żołnierze chcieli prześwietlić mi kliszę i próbowano mnie porwać. Teraz, niecałe 80 km dalej, również pod tym ośnieżonym wulkanem, ale po drugiej stronie granicy, jesteśmy w ponadmilionowej metropolii, gdzie żyją ludzie mili i bezinteresownie uczynni. Taksówkarze nie narzucają się ze swoimi usługami, zostawiając jedynie numer telefonu, gdybyśmy zechcieli zwiedzić z nimi Armenię, nasza erywańska gospodyni wyjeżdża po nas na dworzec i daje nam kartę SIM,  byśmy mogli korzystać z internetu, zaczepiający nas przyjaźnie przechodnie miło wspominają swe pobyty w Polsce np. w Końskich.
Są tak mili i uczynni, ale ich miasto takie nie jest. Monumentalne gmachy, szerokie arterie komunikacyjne, prawie żadnych zabytków, duża część bloków tak obskurnych i patchworkowych, jakby je przeniesiono z Nowosybirska, a reszta z fasadami wyłożonymi dwukolorowymi kamieniami wygląda jak średniowieczne ormiańskie kościoły z powodu fryzów, detali i kolumienek.
Wczoraj miał być spokojny dzień,  więc wynajęliśmy taksówkę, by odwiedzić Garni i Geghard. Gdybyśmy tego nie zrobili, musielibyśmy przesiadać się pięciokrotnie - tak skomplikowany jest tu transport publiczny, a wydalibyśmy niewiele mniej.

 
 Garni słynie głównie z hellenistycznej świątyni Mitry, która postawiona na Forum Romanum nie odbiegałaby poziomem od innych gmachów. Jakiś prowincjonalny architekt korzystając z arsenału środków architektury grecko-rzymskiej wybudował najdalej na wschód położoną kopię Partenonu. Ale też położenie zadecydowało o tym, że do lat sześćdziesiątych świątynia leżała w gruzach - zbyt wiele ucierpiała od trzęsień ziemi. Dopiero nieustępliwy charakter Ormian kazał im pozbierać ułamki i złożyć z nich na powrót cud architektury. Cud oczywiście (jak to w Armenii) położony na wysokim klifie nad głębokim wąwozem.


Podobną determinacja wykazali się mnisi z Geghard, którzy przez wieki wielokroć odbudowywali swój klasztor, aż dopiero trzynastowieczne budynki dotrwały do naszych czasów. Budynki jak budynki - każdy ormiański kościół wygląda podobnie, najciekawsze kryje się pod skałami, tworzącymi bok świątyni. Wykuto tam dwa poziomy grot. W jednej z nich znajduje się źródło - woda tryska bezpośrednio ze skały,  by potem popłynąć w stronę przedsionka. W drugiej urządzono swego czasu grobowiec, gdzie spoczynku zmarłych książąt pilnowały dwa wyrzeźbione lwy.



 Dzięki skorzystaniu z taksówki wycieczka ta zajęła nam tylko cztery godziny, mogliśmy więc po południu spokojnie blogować w Parku Zakochanych z darmowym wi-fi, a dzieciaki - moczyć sobie nogi w strumyku. Wieczorem jeszcze ujrzeliśmy czerwone języki zachodzącego słońca na ośnieżonym szczycie Araratu, ciesząc się z pobytu w Erywaniu. Jeszcze tu wrócimy podczas tego wyjazdu.