Jak wiemy od Karoliny i z prognoz pogody dla Polski - u was mroźnawo. U nas też źle, ale w przeciwną stronę - tak około 40 stopni na plus. Dlatego dziś wybraliśmy się dla ochłody nad Morze Karaibskie, tam przynajmniej trochę wiało.
Ale zanim tam dotarliśmy przemęczyliśmy się w dramatycznym autobusie nocnym do Meridy. Klęłam strasznie, bo oni tu niestety mają nieźle nawalone w głowach, jeśli chodzi o optymalną temperaturę do spania. Jak obliczyliśmy wynosi ona ok. 30 stopni mniej względem tego, co na zewnątrz. Na dworze było 40 stopni, więc w autobusie klima na ful, by osiągnąć komfort 10 stopni. Podejrzewamy, że w jakiś sposób wysoki standard autobusu jest tu utożsamiany z niską temperaturą panującą podczas podroży. Nic dziwnego, że po tej nocy zarówno ja, jak i Franiak znów kaszlemy.
Poza tym miedzy stanami są granice, na których policjanci wypędzają podróżnych z autobusu i przetrząsają plecaki w poszukiwaniu narkotyków i broni. Franiak z Pita zostali w autobusie, ale mundurowy nie nabrał się na niewinną twarzyczkę śpiącego synka. Zdecydowanym ruchem dłoni przyzwyczajonej do ściskania spustu karabinu wygniótł nie tylko Pitę, ale również małe ciałko Franka, by sprawdzić czy w pieluszce nie przewozi granatów.
Nasz przewodnik Pascala znów nas oszukał, bo dziś przez jego kłamliwe informacje nie udało się nam zwiedzić kolejnego miasta majańskiego - Dzibilchaltun i wykąpać się w świętej sadzawce cenote. Pewnie jakieś duchy tego miejsca, w które nadal wierzą Lakandoni chroniły tę cenote przed zbezczeszczeniem przez białasów. Ale dzięki temu Just była bardzo zadowolona, bo dzień wcześniej spotkaliśmy się z Morzem Karaibskim (Zatoką Meksykańską). Dla Franka to pierwsze spotkanie z morzem. Zareagował na nie płaczem. Ale to dlatego, że wiało strasznie i na plaży szalała mała burza piaskowa. My i tak się wykąpaliśmy (woda jak ciepły prysznic) a Franko zamoczył nogi. Pita zjadł krewetki i też już mu się humor poprawił.
Mała obserwacja - bardzo mało tu samochodów z Europy (tylko volkswageny garbusy). Pita tęskni za Felciami, a szczególnie naszą, a tu tylko Nissany, Fordy, Chevrolety i ogólnie duże wozy amerykańskie. A teraz mieszkamy w hotelu, który jest galerią sztuki i mamy do dyspozycji apartament większy od naszego mieszkania w Warszawie.