Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Palenque. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Palenque. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 maja 2007

Tzotzile i Tzetzale

Pita chce zacząć od wyznania, że brakuje mu tu kompana do picia mezcalu i tequili. Nie ma z kim iść do cantiny. A tutejsze piwa typu corona to sikacze straszne, w dodatku małe. Jedyna zaleta to to, że są zazwyczaj zimne.


Tak a propos cantin to zauważyliśmy, że przechodząc obok nich nie można zobaczyć z ulicy, kto jest w środku - jest wielki mur lub inna przesłona od strony ulicy. To tak chyba, żeby żony nie mogły zobaczyć, ze mąż właśnie ledwo siedzi z kompanami przy mezcalu. 


Wręcz przeciwnie rzecz się ma z gabinetami lekarskimi - do poczekalni można wejść wprost z ulicy, nie ma drzwi... drzwi są dopiero do gabinetu lekarza - tak, że od razu widać, kto idzie do lekarza i to jakiego. Łatwo więc zagaić rozmowę - masz jakieś problemy z zębami? Poważne?

Poza tym jak tu sobie tak oglądamy na dworcach i w restauracjach telewizję, to wydaje nam się, jakby tutejszą telewizję robili gdzieś indziej (w innym kraju), bo wokół sami Metysi, białych brak, a na filmach sami biali, w reklamach sami biali, jako prezenterzy występują też sami biali. Czyżby każdy, kto urodzi się w tym państwie i ma białą skórę (a la Hiszpan) ma z góry zagwarantowane miejsce w show biznesie (i pewnie w rządzie)?

Dziś dzień upłynął pod znakiem wody, a Franek (według tutejszych kobiet PACO-PACITO) upodobnił się do indiańskiego dziecka - chodził w kusej bluzeczce i w majtkach prosto na pieluchę. Oczywiście bez butów ...


Widzieliśmy dziś tutejszą wersję Siklawy i Przełomu Dunajca. Kąpaliśmy się po raz pierwszy w życiu pod wodospadem (o dźwięcznej nazwie Misol-Ha), zagubionym w dzikiej dżungli, którego wody spadały z hukiem do błękitnego jeziorka. 
 
A potem pojechaliśmy pod kaskady Aqua Azul, miniaturkę Iguazu, które naprawdę było azul. Kiedy się podpływa pod wodospad prąd odpycha, a para wodna zatyka śmiałka, który chciałby sobie wziąć prysznic pod 35metrowym wodospadem. Natomiast w drugim miejscu prąd spychał na skały i w dół ... Wszyscy tutaj kąpią się w ubraniach, my czuliśmy się nadzy w naszych strojach kąpielowych.


Jutro już będziemy na Jukatanie. Rodacy w Cancun coraz bliżsi - czeka nas tylko dziś w nocy przejazd autobusem klasy deluxe do Meridy.

Może się podzielicie tym, co wy robiliście w ten upalny weekend majowy? Czy był upalny tak w ogóle? Prosimy o relacje mailowo bądź komentarzowo.

czwartek, 3 maja 2007

uPALNE PALeNquE

Franek zdrowy!!!!! HURAAA!!!! Justa dochodzi do zdrowia, reszta zdrowa. W związku z tym udaliśmy się do upalnego Palenque, gdzie pot spływa z nas strumieniami. Żyć się daje tylko dzięki wentylatorowi, częstym kąpielom i piwie.

W naszym wspaniałym pokoju zdarzyły się dwa małe wydarzenia mrożące krew w żyłach. Justa potknęła się, wychodząc spod prysznica, a potem Franek spadał z łoża na twardą podłogę, ale dzięki znakomitemu refleksowi Pity, który złapał syna za nogi, gdy jego głowa (Franka) znajdowała się 1 (słownie jeden) cm od podłogi, udało nam się uniknąć tragedii.

A to nie wszystkie sukcesy dnia dzisiejszego ...
W owym niesamowitym upale zwiedziliśmy Palenque - ruiny majańskie, które zrobiły na nas jak dotąd największe wrażenie. Wygrzebują się bowiem z dżungli, która czai się tuż za nimi... Sama nie wiem, czy to nie dzięki dzungli te ruiny robią takie wrażenie. No i nareszcie obserwując dżunglę zrozumiałam, po co tam maczeta. Przejść bez niej tam się absolutnie nie da. Widzieliśmy po raz pierwszy liany (taką lianą Indianki zagrodziły drogę naszemu autobusowi, bo chciały zmusić pasażerów do zakupu swoich badziewek) i inne cudaczne rośliny.




Dziś krótko, bo Franco płacze i się śpieszymy do hotelu.