Podczas pierwszego pobytu na Roztoczu,
wzgórza Szczebrzeszyńskiego Parku Krajobrazowego wydały się nam znakomitym
terenem na rowerową przejażdżkę. Cóż, opisana poniżej wycieczka pokazała nam
dobitnie, że malownicze wzgórza z szachownicą pól i lasów niestety nie są w
stanie odwrócić uwagi dzieciaków od nawierzchni i podjazdów. No i dopadła nas
chyba tytułowa klątwa.
Długo szukaliśmy jakiejś sensownej trasy
rowerowej w poprzek wzniesień, (nasza mapa ich nie uwzględniała), wreszcie dość
przypadkowo znaleźliśmy „Czarną Perła” – szlak dla rowerzystów przebijający się
przez pasmo wzgórz między dolinami Wieprza i Gorajca (na mapie zaznaczono też
inny – prowadzący traktami sprzed pięciuset lat, ale nie byliśmy skłonni z
niego skorzystać). Pełni nadziei, że jak ktoś wyznacza drogę dla rowerów, to nawet
taki o kołach 16 cali zdoła go bez problemu pokonać, ruszyliśmy pod górę.
Szybko okazało się jednak, że po tej trasie więcej przejeżdża traktorów niż
jednośladów, a mijane oznaczenia, kierunkowskazy, strzępki biało-czerwonej taśmy
zwiastowały, że sporadycznie organizowuje się tam zawody MTB. Na reakcję
dzieciaków nie trzeba było długo czekać.
Łkanie Frania niosło się po bukowym
lesie, przeszkadzając w śnie najmłodszych, które po trzech dniach prób znalazły
wreszcie odpowiednią pozycję. Marcinek po prostu bezceremonialnie położył się
na naszej córce. Po kryzysowym kwadransie naszym oczom ukazały się widoki na
dolinę Gorajca i szachownicę pól rozłożonych na otaczających ją wzniesieniach.
Mieliśmy nadzieję, że najgorsze za nami, tym bardziej, że pozostał nam kilkukilometrowy downhill po wertepach, przerwa na lody/piwo, a potem dziesięć kilometrów po asfalcie. Zagadkę stanowił tylko ostatni odcinek – powtórne przebicie się przez Górę, tym razem bez wytyczonej ścieżki dla rowerów. Z początku myśleliśmy, że to dobrze. Ale już na asfaltowym podjeździe z Róży kompletnie uszło powietrze (nawet tygrysek nie motywował), zapomniała o niedawnych sukcesach i wydobywała z siebie głos, by płakać lub pytać „jak daleko do domu?”. Potem było już tylko gorzej, zarośnięta ścieżka, piasek, wiele odcinków, gdzie trzeba było prowadzić rower, brak miejsca na przejazd przyczepki (dwie wąskie koleiny i wysoka trawa pośrodku). Humory uczestników lawinowo spadły, a my nadal nie zjeżdżaliśmy do Wywłoczki.