Poniżej tekst wydrukowany 20-21.03 2004 w nr 12 (19) dodatku "Turystyka" do Gazety Wyborczej.
Uliczkami słowiańskiej Jerozolimy
Uliczkami słowiańskiej Jerozolimy
Justyna
Balcerska, Piotr Ciborowski
2004-03-20,
ostatnia aktualizacja 2004-03-18 19:34
Ochryda
ukrywa swoje skarby, nie podbija serca przybysza od razu, a pierwsze
wrażenie może być niekorzystne. Aby ją docenić, trzeba porzucić
swoje poczucie czasu i przestrzeni, i mierzyć jej piękno w innych
kategoriach niż uroki Paryża, Pragi czy Londynu.
Najstarsze
domy pochodzą z XIX w. i choć mają własny styl, jest ich
niewiele. Tkankę miasta, i to nawet jego najstarszej części,
stanowią niedawno wybudowane domy, które znakomicie wpisały się w
średniowieczną strukturę. Warto powłóczyć się z aparatem
fotograficznym, bez wyraźnego celu zagubić się w labiryncie
uliczek wspinających się stromo bądź łagodnie opadających z
dwóch pagórków, na których leży miasto. Klimat Ochrydy tworzy
nie tylko XIX-wieczna zabudowa, stare, kolorowe domy z wykuszami,
którym wcale nie odbiera uroku odpadający tynk oraz ukryte w
zaułkach cerkiewki, ale przede wszystkim ludzie. Nietrudno tu o
przypadkowe znajomości. Zagadnięty o drogę Macedończyk od razu
zaprasza do siebie na tursko kafe, domašną rakiję, kikiriki
(mieszanka różnych orzeszków) oraz sladko - owoce kandyzowane w
gęstej miodowej zalewie.
Ochryda, nazywana czasem "Jerozolimą słowiańską", jest silnie związana z prawosławiem na Bałkanach. To tu działali na przełomie IX i X w. święci Naum i Kliment, uczniowie świętych Cyryla i Metodego, prowadząc działalność misyjną wśród Słowian i kultywując słowiańskie piśmiennictwo głagolickie. "Szkoła ochrydzka" św. Klimenta mieściła się w murach monasteru św. Pantalejmona. W czasach swej świetności kształciła ok. trzech tysięcy uczniów rocznie, stanowiąc ważne centrum intelektualne słowiańskiego świata.
Historia tego monasteru może być skróconą wersją historii całych Bałkanów. Turcy przerobili go na meczet. Po ich odejściu z Macedonii na początku XX w. popadł w ruinę. W ostatnich latach zburzono go, by postawić replikę monasteru z IX w., która teraz jest ośrodkiem kultu św. Klimenta Ochrydzkiego.
Tuż obok na tym samym wzgórzu znajdują się ruiny bazyliki wczesnochrześcijańskiej - pozostałość antycznej przeszłości miasta. Trzęsienia ziemi i najazd Słowian przetrwały tylko mozaikowe posadzki ozdobione motywami geometrycznymi i zwierzęcymi: pawie, kaczki, jelenie, króliki. Podobne mozaiki robi się do dziś w prawosławnych monasterach Macedonii według starych, bizantyjskich metod. Mniszki czerpią wzory z mozaik znalezionych w ruinach bazylik wczesnochrześcijańskich. Wzorów im nie brakuje, bo ochrydzkie pozostałości są jednymi z wielu na terenie kraju. Dziś mozaiki zdobią nie tylko miejsca święte, ale również skopijskie restauracje i puby.
Z carem Samoiłem (X/XI w.), ważnym bohaterem historii Macedonii, a także Bułgarii, związana jest twierdza (kale) górująca nad miastem. Niedawno została gruntownie odnowiona; tak starannie, jakby spodziewano się wkrótce jakiegoś oblężenia. Warto wspiąć się na nią, by zobaczyć leżące pod stopami miasto i błękitne wody jeziora Ochrydzkiego.
Jeśli zmęczeni wspinaczką i zwiedzaniem mamy ochotę coś zjeść, idziemy na główną uliczkę starego miasta, gdzie zależnie od pory roku dostaniemy pieczoną kukurydzę, słodkie kasztany, prażone orzeszki lub burek (znana na Bałkanach tarta z ostrym nadzieniem). Nam najbardziej smakował burek z serem owczym i szpinakiem. Do popicia koniecznie jogurt. Warto wstąpić do cukierni na baklavę - orzechowe ciastko nasączone miodem.
Ważnym wkładem cara Samoiła w historię Macedonii (i Ochrydy) było ustanowienie arcybiskupstwa ochrydzkiego. Przez długie wieki, zwłaszcza za rządów tureckich, jurysdykcji arcybiskupa podlegała większość słowiańskich Bałkanów, a Ochryda jako jego siedziba stała się miejscem świętym. Wtedy to właśnie porównywano ją do Jeruzalem. Według tradycji, pobożny prawosławny mógł tutaj przez cały rok codziennie zachodzić do innej cerkwi i w żadnej nie byłby dwukrotnie.
Pierwszą katedrą (soborem) była cerkiew św. Sofii. W jej wnętrzu są wspaniałe, fragmentami świetnie zachowane freski z XI w., z okresu powstania bazyliki. Na pięknej, zamkniętej kolumnadą galerii nad cerkwią odbywają się koncerty muzyki poważnej.
Kolejnym soborem stała się (po przerobieniu przez Turków św. Sofii na meczet) o wiele mniejsza świątynia pod wezwaniem św. Klimenta. Również tu są wspaniałe XIII-wieczne freski, ale stojący obok niepozorny budynek kryje w sobie jeszcze większe skarby - słynną w świecie galerię ikon (nie udostępnianą w całości turystom), która ustępuje tylko Trietiakowskiej w Moskwie.
Symbolem Ochrydy (i Macedonii) jest jednak św. Jovan Kaneo, wysmukła średniowieczna cerkiewka na wyniosłej skale nad jeziorem Ochrydzkim, w otoczeniu cyprysów, na tle białych szczytów albańskich gór.
Na obiad lub kolację najlepiej wybrać się do albańskiej części starego miasta. Trzeba jednak pamiętać, że to dzielnica muzułmańska, więc w lokalach przesiadują wyłącznie mężczyźni. Samotne turystki mogą poczuć się tu dosyć nieswojo. Najlepiej wybrać przysmaki miejscowej kuchni: tavce gravce w specjalnym glinianym naczyniu (mimo egzotycznej nazwy niewiele różni się od naszej fasolki po bretońsku), šopską (niewiele mającą wspólnego z sałatką, która w Polsce kryje się pod tą nazwą), musakę albo typowo ochrydzkie danie: pastrumkę, czyli pstrąga.
Nocą Ochryda się zmienia. Zniszczone i nie zawsze efektowne domy starego miasta w półmroku zamieniają się w stylową scenerię, a podświetlone zabytki ukazują swe drugie oblicze. O tej porze miasto jest puste, gwar słychać tylko na promenadzie przy porcie. Warto odważnie ruszyć w gąszcz mrocznych uliczek wspinających się na wzgórze. Oto hellenistyczny teatr. Za dnia nieciekawy, nocą staje się świetnym punktem obserwacyjnym, bo widać stąd pięknie oświetlone kale. Tam również należy się udać. Z wysoko położonej twierdzy widać nocą migoczącą światłami Ochrydę i wioski na zboczu góry po drugiej stronie jeziora. Największe wrażenie robi barwna iluminacja św. Jovana Kaneo. Samotna cerkiewka jest w mrokach nocy wielokolorowym snopem światła, podwojonym przez odbicie w ciemnych wodach jeziora.
Do dyskotek nie ma po co zaglądać, młodym Macedończykom brak skłonności do szampańskiej zabawy. Czego innego możemy doświadczyć w tradycyjnych kafanach. Tu zabawa przy żywych rytmach turbo folku (knajpowa mutacja muzyki ludowej) szybko przeradza się w tańce na stołach.
Następne dni można przeznaczyć na wycieczki po wschodnim brzegu jeziora Ochrydzkiego. Wijąca się serpentynami nad przepaścią droga prowadzi do miejscowości Sveti Naum, która swą nazwę zawdzięcza monasterowi założonemu przez św. Nauma Ochrydzkiego. Podanie ludowe głosi, że dwaj główni miejscowi święci ścigali się, budując monastery na dwóch krańcach jeziora. Św. Kliment przegrał, a budowla jego rywala przetrwała i służy mnichom do dziś. Co prawda żyje tam teraz tylko jeden monach, w klasztorze jest ekskluzywny hotel, ale kult św. Nauma, którego szczątki spoczywają w cerkwi, nadal się szerzy. W pobliżu znajduje się albańska granica, a przy niej bunkry - jedne z miliona zbudowanych w Albanii za Envera Hodży.
W mijanych po drodze wioskach warto kupić domowej roboty rakiję, którą wyrabia niemal każda rodzina (rakija przemysłowa nie może się z nią równać). Wystarczy w wiejskim sklepie poprosić o domašną rakiję, a od razu skierują nas do odpowiednich ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz