Na tunezyjskim wyjeździe ALL INCLUSIVE poczuliśmy się jakbyśmy przybyli tu z zupełnie innej galaktyki. I nie chodzi mi o arabską egzotykę. Raczej o współtowarzyszy podróży.
W autobusie wiozącym naszą wycieczkę z lotniska do hotelu usłyszeliśmy bowiem pogadankę rezydentki, jak się mamy zachowywać i co nas może spotkać podczas tego tygodnia. Że najlepiej nie jeść poza hotelem, bo możemy się ciężko pochorować, żeby nie zostawiać cennych rzeczy w pokojach, bo obsługa hotelowa ukradnie nawet majtki, no i oczywiście, aby nie robić zakupów w suku, tylko w państwowym domu towarowym. Nasi współpasażerowie potakiwali głowami, po takich ostrzeżeniach pewnie udali się na medynę w Sousse piątego dnia wyjazdu ...
Z naszymi współtowarzyszami spotykaliśmy się potem wyłącznie przelotnie, gdyż każdego dnia gnało nas w inny zakątek tego niewielkiego kraju. Już chwilę po zakwaterowaniu, nie chcą tracić czasu, zaczęliśmy zwiedzanie medyny w Sousse, a kolejne dni (zamiast smażyć się nad basenem) spędzaliśmy w pociągach i busikach wożących nas do największych tunezyjskich atrakcji.
Mogliśmy poczuć się jak gladiatorzy na arenie olbrzymiego amfiteatru w El-Dżem, jak Dydona wypatrująca Eneasza w Kartaginie, jak marabuci w ufortyfikowanych klasztorach w Sousse i Monastirze, jak Sindbad w sukach Tunisu i Kairouan, czy jak rzymscy patrycjusze w niesamowitych muzeach mozaik. Nie wszędzie dane nam było jednak dojechać samodzielnie. Postanowiliśmy więc skorzystać z oferty naszego operatora. Gdy zapytaliśmy o wycieczkę do Douggi, nasza rezydentka była mocno zdziwiona. Powiedziała, że od wielu miesięcy nikt o nią nie pytał, więc wątpiła, czy znajdzie się wystarczająca liczba chętnych ... Oczywiście miała rację, więc następny dzień spędziliśmy na pustej plaży (goście hotelowi preferowali baseny) i dzięki temu daliśmy się przez miejscowych naganiaczy namówić na przejażdżkę na wielbłądach po pustyni, która okazała się gajem oliwnym, ale chociaż wielbłądy były prawdziwe ...
Co skłoniło nas zatem do takiej formy podróży?
W trakcie wyjazdu Juście wyskoczył brzuszek i nie dało się dłużej ukrywać, że podróżujemy we trójkę ...
W autobusie wiozącym naszą wycieczkę z lotniska do hotelu usłyszeliśmy bowiem pogadankę rezydentki, jak się mamy zachowywać i co nas może spotkać podczas tego tygodnia. Że najlepiej nie jeść poza hotelem, bo możemy się ciężko pochorować, żeby nie zostawiać cennych rzeczy w pokojach, bo obsługa hotelowa ukradnie nawet majtki, no i oczywiście, aby nie robić zakupów w suku, tylko w państwowym domu towarowym. Nasi współpasażerowie potakiwali głowami, po takich ostrzeżeniach pewnie udali się na medynę w Sousse piątego dnia wyjazdu ...
Z naszymi współtowarzyszami spotykaliśmy się potem wyłącznie przelotnie, gdyż każdego dnia gnało nas w inny zakątek tego niewielkiego kraju. Już chwilę po zakwaterowaniu, nie chcą tracić czasu, zaczęliśmy zwiedzanie medyny w Sousse, a kolejne dni (zamiast smażyć się nad basenem) spędzaliśmy w pociągach i busikach wożących nas do największych tunezyjskich atrakcji.
Mogliśmy poczuć się jak gladiatorzy na arenie olbrzymiego amfiteatru w El-Dżem, jak Dydona wypatrująca Eneasza w Kartaginie, jak marabuci w ufortyfikowanych klasztorach w Sousse i Monastirze, jak Sindbad w sukach Tunisu i Kairouan, czy jak rzymscy patrycjusze w niesamowitych muzeach mozaik. Nie wszędzie dane nam było jednak dojechać samodzielnie. Postanowiliśmy więc skorzystać z oferty naszego operatora. Gdy zapytaliśmy o wycieczkę do Douggi, nasza rezydentka była mocno zdziwiona. Powiedziała, że od wielu miesięcy nikt o nią nie pytał, więc wątpiła, czy znajdzie się wystarczająca liczba chętnych ... Oczywiście miała rację, więc następny dzień spędziliśmy na pustej plaży (goście hotelowi preferowali baseny) i dzięki temu daliśmy się przez miejscowych naganiaczy namówić na przejażdżkę na wielbłądach po pustyni, która okazała się gajem oliwnym, ale chociaż wielbłądy były prawdziwe ...
Co skłoniło nas zatem do takiej formy podróży?
W trakcie wyjazdu Juście wyskoczył brzuszek i nie dało się dłużej ukrywać, że podróżujemy we trójkę ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz