Po chwili upalnego oczekiwania rozpoczął się dynamiczny show z udziałem 6 delfinów, z których imiona zapamiętaliśmy niestety jedynie Mai i Zorro. Co potrafią wyczyniać te inteligentne zwierzęta! Skoki z saltami, tańce w parach i na własnym ogonie, wyrzucanie opiekunów z wody, gra w piłkę i strzelanie w publiczność wielkimi balonowymi piłkami, przy której to sztuczce zostaliśmy nieźle ochlapani. Dzieciaki, ale nie tylko one, gapiły się oniemiałe i piszczały z radości, nawet Nina się nie nudziła. Największe zaskoczenie miało nas jednak spotkać na koniec. Każdy z delfinów żegnał się z publicznością własną sztuczką, potem wszystkie ustawiły się przy bandzie, zanurkowały i... wielkimi jak łopaty ogonami sprawiły nam gigantyczny prysznic! Dziwnym trafem największy chlust trafił wcale nie na pierwszy, a na nasz, przezornie wybrany drugi rząd. I tak oto wyszliśmy z delfinarium kompletnie mokrzy, co jednak dało nam sporo radości i bardziej rozbawiło niż zdenerwowało. Wszystko można wybaczyć tym słodkim delfinom!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Batumi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Batumi. Pokaż wszystkie posty
środa, 31 sierpnia 2016
My delfiny
Po chwili upalnego oczekiwania rozpoczął się dynamiczny show z udziałem 6 delfinów, z których imiona zapamiętaliśmy niestety jedynie Mai i Zorro. Co potrafią wyczyniać te inteligentne zwierzęta! Skoki z saltami, tańce w parach i na własnym ogonie, wyrzucanie opiekunów z wody, gra w piłkę i strzelanie w publiczność wielkimi balonowymi piłkami, przy której to sztuczce zostaliśmy nieźle ochlapani. Dzieciaki, ale nie tylko one, gapiły się oniemiałe i piszczały z radości, nawet Nina się nie nudziła. Największe zaskoczenie miało nas jednak spotkać na koniec. Każdy z delfinów żegnał się z publicznością własną sztuczką, potem wszystkie ustawiły się przy bandzie, zanurkowały i... wielkimi jak łopaty ogonami sprawiły nam gigantyczny prysznic! Dziwnym trafem największy chlust trafił wcale nie na pierwszy, a na nasz, przezornie wybrany drugi rząd. I tak oto wyszliśmy z delfinarium kompletnie mokrzy, co jednak dało nam sporo radości i bardziej rozbawiło niż zdenerwowało. Wszystko można wybaczyć tym słodkim delfinom!
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Patchwork
Gdy nocnym pociągiem z Erywania dotarliśmy do Batumi, nasza nowa kwatera była jeszcze zajęta. Tamuna, nasza gospodyni, która w myśl gruzińskiej gościnności przyjechała na dworzec, zabrała nas na herbatę do domu swojej mamy. Niewielki stary domek wrzucony w chaotyczna przestrzeń kwatery dzielonej z innymi podobnymi do niego budynkami, wielkimi nowymi apartamentowcami i rozwalającymi się blokami z czasów, gdy kurort Batumi był wakacyjnym marzeniem radzieckiego ludu. Do takiego też bloku ostatecznie trafiliśmy.
Gdy Tamuna podjechała z nami pod obdrapane gmaszysko, zobaczyliśmy betonowe podwórko, rozpadającą się, zasmarowaną graffiti, obstawioną dyktami, blachami i gruzem klatkę schodową, godna najgorszych praskich klimatów, spodziewaliśmy się, że może zdjęcia naszej kwatery i zachwyty z airbnb to tylko spreparowana rzeczywistość. Nic podobnego. Wkroczyliśmy do wygodnie urządzonego, nowoczesnego mieszkania. Łoże, klima, wi-fi, gust i smak. A z balkonu widok na morze (choć daleko) i na tę specyfikę Batumi, której już doświadczyliśmy - miasto to patchworkowa kołdra, tu stare domki z ogrodami sąsiadują z nowoczesna architekturą i niszczejącymi blokami z płyty (swoją drogą te też mają lokalny klimat - przestrzeń wspólna, w tym klatka to zawsze obraz nędzy i rozpaczy, w naszym bloku by wjechać windą na górę trzeba wrzucić 10 "groszy" do specjalnej skrzyneczki, w dół jeździ za darmo, z okien bloków do najbliższego słupa rozciągnięte są sznury, na których suszy się pranie, a każdy niemal blok to domek "przylepka" jak go zwą nasze dzieci - mieszkańcy dobudowują sobie wysunięte balkony, poszerzają pokoje doklejając dodatkowe metry). Najdalej od nas, tuż przy morzu możemy z balkonu podziwiać to, co z Batumi czyni kurort na miarę europejska - piękne budynki, które nie tylko są nowe, ale aspirują do bycia dziełami architektury (często z powodzeniem).

Na półce naszego apartamentu znaleźliśmy książkę o nowych inwestycjach w Gruzji w latach 2004-2012. Ciekawy album, który uświadomił nam, że kraj ten rozwija się dynamicznie, ale z głową, a niezwykłe budynki, które przyciągały nasz wzrok w Tbilisi i tutaj, to część większego założenia.
Batumi w tym założeniu zajmuje czołowe miejsce. Baliśmy się, że trafimy do radzieckiego kurortu, Łeby czy Ustki z postsowieckim sznytem, ale słodko się rozczarowaliśmy. Oto jesteśmy w przyjemnym europejskim kurorcie, gdzie jedynym mankamentem jest kamienista plaża, na której przejście dwóch metrów do wody to niezła męka, a poza tym to już same przyjemności. Piękna, estetyczna promenada, czyli ponad 6 km sąsiadujących ze sobą deptaka, ścieżki rowerowej i pasa zieleni, po których rozrzucono atrakcje - tańczące fontanny (pokaz zaliczyliśmy już wczoraj), placyki zabaw, bilard na powietrzu, ruchomą rzeźbę Ali i Nino, czyli dwie metalowe, ażurowe postaci schodzące się i przenikające w miłosnym uścisku, diabelski młyn z widokiem na port i miasto (przejażdżka nim kończyła nasz dzisiejszy dzień) i oczywiście, jak w niemal każdym większym mieście kaukaskim - kolejka linowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)