Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mumbai. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mumbai. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 listopada 2009

Mała Brazylia

Dotarliśmy do mekki hipisów czyli na Goa. Dojechaliśmy tutaj bardzo przyjemnie - autobusem typu sleeper. Nauczeni doświadczeniem spodziewaliśmy się rozkładanych foteli, ewentualnie z podnóżkami typu bus cama z Peru, a tu okazało się, że tutejsze sleepery mają platformy do spania - łóżka prawie! Co więcej takie platformy przeznaczone są dla dwóch osób, można więc spędzić noc obok śmierdzącego wieśniaka z Punjabu lub też obok ponętnej i pięknej Hinduski. Z dzieciakami nie było super wygodnie, ale i tak bardziej luksusowo niż się spodziewaliśmy.

Jesteśmy wiec na Goa. To nie są Indie. To jest Mała Brazylia! Czerwone dachówki na dwuspadowych dachach, białe domy porozrzucane wśród zieleni (tu na ulicach rosną rośliny u nas doniczkowe), wszędzie klimat maniany, kościoły i wizerunki świętych, Chrystusa, nawet w naszej kafejce inter. Miło odpocząć od Śiwy i Ganeśi. Plaża tu bardzo przyjemna, woda cieplutka, ale bądźmy szczerzy, do plaży w meksykańskim Tulum się nie umywa. Jednak nie jesteśmy na najpiękniejszej plaży Goa (ta była za daleko), a i tu odpoczywamy w swobodnym klimacie pod palmami.







Wczorajszy dzień spędziliśmy natomiast na wycieczce do jaskiń Elefanty. Frankowi oczywiście najbardziej podobała się przepływka łodzią. Nam natomiast rzeźbione jaskinie hinduistyczne i Bombaj z wody.









Na koniec jeszcze bajka Franka, jaką opowiedział mi Franek na dobranoc. Jest dowodem na to, jak bardzo podróż wpływa na jego świadomość :) Bajka miała być o krokodylach.
"Krokodyle mieszkały w jeziorze, a było to święte jezioro. Ze świątynia na środku. Ze złotą świątynią, jaką widzieliśmy. I Sikhowie chcieli się kąpać w jeziorze, ale bali się krokodyli. A krokodyle nie wychodziły z jeziora, bo bały się ludzi, że je złapią. Jadły tylko ryby i siedziały w jeziorze". Dodatkowo Franek ciągle zakłada sobie różne ciuchy na głowę i mówi, że ma turban jak Sikh.

A na całkowity koniec zaległe zdjęcie na słoniu.

środa, 18 listopada 2009

Zabombowani w Bombaju




Największym dzisiejszym sukcesem było to, że bez najmniejszych ofiar przetrwaliśmy osiemnastogodzinną podróż pociągiem-widmem (nawet nie pojawił się na rozkładzie, ani nijak nie był anonsowany podczas wjazdu na dworzec). Spało się wyśmienicie w towarzystwie zaturbanionych: Sikha i radżastańskiego wieśniaka. A potem miło nam się leżało na naszych najwyższych łóżkach i drzemało, podczas gdy przekraczaliśmy zwrotnik. W Bombaju straszny upał. W dodatku mieliśmy na starcie ciekawą przygodę. Wzięliśmy taksowkę - ku wielkiemu rozczarowaniu Frania, który liczył na to, że będą tu jeździć niebieskie riksze, a tu nie ma rikszy w ogóle (podobnie jak krów) - i wsiadło z nami dwóch taksówkarzy. Nie chcieli negocjować kwoty, tylko aby kwota wynikała z taksometru (ale tu się pojawia pierwsza przeszkoda, taksometr pokazuje znacznie mniejszą kwotę pewnie sprzed kilkudziesięciu lat - same taksówki też chyba pamietają odpłynięcie Brytyjczyków - więc są specjalne tabele, przeliczające sumę z taksometru na realne rupie. Jedziemy więc sobie strasznie wolno, w korku, gorąc do tego, podejrzewając taksówkarzy o jakąś machloję. Ja spodziewałem się, że pojadą kompletnie naokoło, wiec wpatrywałem się uporczywie w mapę. Umknęło mi więc jak tu nagle ni stąd ni zowąd pojawiła się na taksometrze z przodu cyfra 2, znacznie zwielokrotniająca wartość rachunku. Pewnie uszło naszej uwadze, jak ten dodatkowy taksówkarz za gazetą, którą trzymał rozłożoną, sięgnął do taksometru, który znajduje się na zewnątrz samochodu i coś przestawił. W końcu się zatrzymaliśmy. Panowie pokazują tabelkę - wychodzi 550 rupii. Tyle ile normalnie byśmy wydali przez 3 dni na różne środki lokomocji na znacznie większych dystansach. My oczywiście, że to oszustwo i możemy dać co najwyżej 200. Po bardzo wielu grymasach skończyło się na 220. W podróży trzeba mieć oczy naokoło głowy.
Kolejną ciekawą sprawa jest hotel, do którego dotarliśmy. Najpierw pozytywy: widok z okna na port, najlepsza (choć wspólna) łazienka, jak do tej pory. Negatywy: hotel to piętro w domu i pokoje to 10m2 boxy z 3 metrową ścianą oddzielającą od kolejnego boxu. Nie muszę chyba dodawać, że ponad tą ścianką jest jeszcze mnóstwo miejsca do sufitu.
Mumbai w każdym razie robi wrażenie. Brytole zostawili tu tyle majestatycznego neogotyku, że nawet wydaje się wszystko czystsze i bardziej europejskie. Jutro w każdym razie żegnamy Mumbai i będziemy witać się z Goa.
Wczoraj mieliśmy relaksacyjny dzień w mieście Ajmer. Widzieliśmy kilka zabytków, a także super mogolskie pawilony nad jeziorem.


A i jeszcze chciałbym dodać, że nasz hotel znajduje się niedaleko wszystkim pewnie znanego hotelu Taj Mahal.