Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkopolska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkopolska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Północno-zachodnia ćwiartka

Wakacje się co prawda wciąż trwają i czekają nas jeszcze górskie przygody, ale aby nie trzymać dłużej w niepewności wiernych czytelników tego bloga postanowiliśmy podsumować nasz dziewięciodniowy rodzinny objazd po północno-zachodniej ćwiartce.

Gnało nas tam nieznane, znaczna odległość od Warszawy, "wyższy poziom cywilizacyjny ziem odzyskanych", a także fakt, że ta część naszego kraju (oczywiście oprócz Wielkopolski) była dla nas do tej kompletną "białą plamą". A teraz już możemy na swej mapie zaznaczyć takie atrakcje:
- zoo-safari w Świerkocinie,
- zamki w Międzyrzeczu, Łagowie, Szczecinie,
- figurę Chrystusa Króla w Świebodzinie,
- twierdze w Kostrzynie, Świnoujściu i Kołobrzegu,
- wyspy: Chrząszczewską, Wolin, Uznam i Ostrów Lednicki,
- parki narodowe: Woliński i Ujścia Warty,
- bunkry w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym,
- kurorty w Międzyzdrojach, Świnoujściu, Alhbeck, Herringsdorf,
- katedry w Gnieźnie, Kamieniu Pomorskim, Kwidzyniu, Szczecinie,
- skanseny archeologiczne w Wolinie i Lednicy,
- kościoły w Trzęsaczu i Trzebiatowie,
- park miniatur w Pobiedziskach,
- plaża w Dziwnówku.


O tych miejscach, które zrobiły na nas największe wrażenie napiszemy wkrótce. Aby uchylić rąbka tajemnicy mogę napisać, że ważnymi motywami w tych notkach będą: struś bezczel, ostre strzelanie ...



 

Jako że przez rok nie dane nam było nic więcej napisać, wrzuciłem garść fotografii.



czwartek, 9 czerwca 2011

Długi powrót do domu


Od Brodów zaczęliśmy już powrót do domu. Trwał on długo (3 dni), zwiedziliśmy wiele miejsc, przeżyliśmy mnóstwo przygód, ale była to już faza schyłkowa. Myślami przebywaliśmy już w domu, a najciekawsze mieliśmy za sobą.


Miasteczko Lubsko powitało nas obrzydliwym hotelem, a pożegnało po 12 godzinach chorobą Różyczki, która jednak nie przeszkodziła naszej córeczce tego dnia rozkoszować się krótkim płynięciem promem przez Odrę (na rysunku Franka powyżej) czy skakaniem po mocno naoliwionych parowozach w Wolsztynie, z ledwo wygaszonymi kotłami i różnymi śladami obecności maszynistów.
 
W Poznaniu przygarnęła nas ciocia Ola (za co jeszcze raz dziękujemy), z którą następnego dnia dzięki znacznemu polepszeniu się stanu zdrowia Rosy, udaliśmy się do Wielkopolskiego Parku, do Puszczykowa i Rogalina. Dzieciakom szczególnie przypadło do gustu muzeum Arkadego Fiedlera, gdzie Franio mógł "powspominać" posągi, które widział w Meksyku, patrząc na ich kopie stojące w ogrodzie i gdzie Róża mogła wspinać się na burty rekonstrukcji "Santa Marii" Kolumba i wyobrażać sobie, że płynie w nieznane. Niestety spitfire'a - kolejnej atrakcji w tym niesamowitym, eklektycznym muzeum (bardziej na kształt osiemnastowiecznego gabinetu osobliwości) - jeszcze nie ukończono. Ale następnym razem ...