Tak właśnie się troszkę czujemy. Co prawda miasto to, a raczej mieścina, bardzo przyjemne, ale dobiła nas informacja, że już nie mamy szans kupić biletów na pociąg na Goa (którym mieliśmy jechać za 3 dni) co więcej, powrotnych za 5 dni też nie było. Nasza wyprawa na Goa stoi więc pod znakiem zapytania. Mamy szczęście, że tylko dzień później niż planowaliśmy, wydostaniemy się stąd do Bombaju.
Pushkar jest bardzo milutki. Bardzo turystyczny, ale mały, święty, kolorowy i prawie wolny od ruchu ulicznego, co jest baaardzo miłą odmiana po wielkich miastach, w jakich zazwyczaj bywamy. Jako miejsce święte, Pushkar pełen jest sadhu, pielgrzymów, pieśni, uroczystości, świątyń. Niestety z tego samego powodu nie serwują tu mięsa ani alkoholu. Za to na każdym rogu proponują marihuanę.
Dzisiejszy dzień spędziliśmy w niespiesznym tempie. Zaczęliśmy od największej (dla nas) atrakcji tego miejsca, czyli przejażdżki na wielbłądzie. Dzieciaki oczywiście zachwycone. Nam też się bardzo podobało, obserwowanie miasta z wysokości grzbietu wielbłąda to miła odmiana (nie trzeba uważać, by w coś nie wdepnąć), a mili powoźnicy wielbłądow zabrali nas w okolice, gdzie wykonywane są kremacje i ablucje (mimo, ze święte jezioro Pushkaru już od kilku lat prawie nie ma wody). Poświęciliśmy dziś także sporo czasu na szoping i zakupiliśmy mnóstwo prezentów :) Po raz kolejny zabiły nas (w sensie pozytywnym) tutejsze ceny.
Zdjęć znów nie będzie, bo piszę na jakimś gracie, który nie wie jak obsługiwać mojego sticka.
Pozdrawiamy i grzecznie pytamy o pogodę w Polsce, bo już musimy się powoli psychicznie przygotować na ten szok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz