Dziś było Chitchen Itza. Czyli największy hit majański w całym Meksyku. Dowiedzieliśmy się o tym już z daleka, jeszcze zanim zobaczyliśmy ruiny. Świadczył o tym wielgaśny targ z artesaniami przed wejściem, wielki budynek z przechowalnią bagażu, kafeteriami i miłymi strażnikami, pachnące łazienki i dwa razy droższy bilet niż gdzie indziej.
A jak weszliśmy i zobaczyliśmy to się okazało, ze rzeczywiście cool, tylko niestety wszystko zrekonstruowane, a nie autentyko. No i na żadną prawie piramidę nie można wejść (tak jak gdzie indziej), bo o Chitchen się chyba bardziej boją, że im zadepczemy. Robi wrażenie mimo wszystko. Szczególnie boisko do gry w pelote i na mnie największe wrażenie zrobił tzw. klasztor mniszek, bo pięknie zdobiony płaskorzeźbami. A na Picie - boisko i cenote sagrado i piramida Kukulcana. Dla tych, co znają to miejsce napiszemy, ze już nie można wejść na piramidkę przy grupie Tysiąca Kolumn i zobaczyć z bliska boga Chaca oraz zrobić sobie najbardziej znane ujęcie tego miejsca.
Oto cenote. Tam topiono ofiary.
A tu przechowywano czaszki ofiar.
A teraz miejscowa fauna.
I scenki z podróży z dzieckiem.
A teraz Pita jest wniebowzięty, bo MURY!!!! Campeche czyli drugie UNESCO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz