poniedziałek, 22 sierpnia 2016

U świętej Niny

Signagi jako miejsce wypadowe po Kachetii wybrałem z dwóch powodów.  Przede wszystkim przypominało mi macedońskie Kruszewo (takie same czerwone, spadziste dachy, wysoka wieża cerkwi, położenie wysoko nad płaską równina), a także posiadało najdłuższe mury obronne w Gruzji, zbudowane przez króla Herakliusza II w osiemnastym wieku. Ten monarcha zasłynął z zaproszenia (niczym Konrad Mazowiecki) Rosjan do swego państwa,  by go wspierali w walce z Persami. Nie była to jednak jego jedyna błędna decyzja, bo ludzie nie chcieli mieszkać w obrębie 2,5 km murów, które teraz chronią głównie krzaki, zarośla i kilkanaście domów,  w tym należący do naszych gospodarzy. Reszta ludności postawiła swe domostwa na zewnątrz, nic sobie nie robiąc z zagrożeń. Nie wpływa to jednak na bardzo pozytywny odbiór Signagi jako miejsca atrakcyjnego dla turystów, których jest jednak dość mało.


Nie ma więc tłoku na wieżach bramnych, nie trzeba się przeciskać na wąskich przejściach  na murach, nikt nie wchodzi w kadr, gdy chce się sfotografować płaską równinę, a po jej drugiej stronie wyniosłe szczyty Kaukazu lub drewniane balkony zabytkowych domów. Jedynym zgrzytem w tej sielankowej wizji miasta stanowiła wizyta w miejscu zwanym "Park etnograficzny", przynoszącym wstyd tej dziedzinie nauki. W jednej sali zgromadzono kilkadziesiąt (bliżej 20 niż 90) eksponatów, zdjęć,  map i strojów.  Mnie zaciekawiły tam fotografie kachetyjskich wojowników ze strzelbami, ubranych dodatkowo w misiurki i koszulki z metalowych kółeczek, odziedziczone najpewniej po pradziadkach. Na tym ekspozycja się nie kończyła,  o nie. Jeszcze był drugi budynek (oddzielnie płatny) z kilkoma starymi meblami. Tego było nam dość.


Jako że do naszej supry czasu było sporo poszliśmy w dwukilometrowy spacerek do grobu świętej Niny (Nino), która w czwartym wieku po Chrystusie przekonała kachetyjskiego króla do Ewangelii, dzięki czemu Gruzja stała się trzecim najstarszym chrześcijańskim państwem na świecie. Sama była podobno niewolnicą, ale jej grób znajduje się w małej cerkiewce tuż przy ołtarzu i tysiące pielgrzymów modli się o jej wstawiennictwo.  Tak zrobiliśmy i my, choć nasza Nina modliła się do swej patronki w specyficzny sposób, uderzając dłonią srebrną pokrywę trumny, na której wieki temu namalowano jej podobiznę.
Tym samym kolejne z naszych dzieci odwiedziło miejsce pochówku swego świętego.  Czyżby przychodził czas na Limę?




Brak komentarzy: